Wiadomości
JOANNA DOLECKA
14 października 2024Jesteś kimś więcej, niż myślisz. O kobietach z Fundacji Makowo
– Dziś kobieta przyniosła na licytację dla Wojtusia cztery słoiki miodu. Po dwa puścimy. Po jednym nie będziemy się bawić. A ta, która wylicytowała biżuterię, wpłaciła 300 złotych i chce ponownie ją wystawić. Ludzie są super, naprawdę! – mówi Anita Koprowska, prezeska Fundacji Makowo, wyciągając w kawiarni miody z torby.
Nie ma zmiany, bez odwagi. Pierwszy krok do tego, żeby coś się zmieniło albo żeby rozpoczął się proces, który do czegoś nowego doprowadzi, to decyzja. Czym jest odwaga, zgrabnie wyjaśnił psycholog Jacek Walkiewicz na jednej ze słynnych konferencji idei wartych propagowania TEDx we Wrocławiu 11 lat temu. Dziś, niespełna minutowy fragment o „czterech elementach”, to wiral o ciągle aktualnej treści.
Nic nie jest w stanie nas złamać
„Czym jest odwaga. To cztery elementy. Pierwszy, to zaufanie do siebie. To jest jeden z największych życiowych kapitałów: ufać sobie. Dam radę. A jak nie? Dam. A jak nie? Dam. A jak się przewrócę? To się podniosę. A jak się nie podniosę? To sobie poleżę. Zaufanie do siebie, nie jest tym samym, co wiara w siebie. Zaufanie do siebie wynika z doświadczenia. Jeżeli przeżyłem tyle, ile przeżyłem, w związku z tym dam sobie radę dalej”.
Anita Koprowska, Magdalena Witek i Katarzyna Manikowska. Pracują w ośrodkach opieki społecznej. Anita w Lnianie, Kasia i Magda w Świeciu.
A.: – A poza tym wychodzimy poza ramy i prowadzimy fundację.
To Magda nakręciła Anitę na specjalizację drugiego stopnia: Praca socjalna ze społecznością lokalną. Jeździły na zjazdy do Łysomic pod Toruń. W ramach specjalizacji trzeba było napisać projekt. – Wszyscy już mieli prace, a my z Magdą nawet pomysłu wtedy nie miałyśmy, ale spotkałyśmy się, poszłyśmy na spacer do lasu i przyszła wena. Zróbmy bal charytatywny i zbierajmy na remonty dziecięcych pokoi. Opiszemy, w jakich warunkach żyją dzieci. Z racji pracy zawodowej widzimy, jak żyją.
Przyszło około dziewięćdziesięciu osób.
A.: – Wyremontowałyśmy i wyposażyłyśmy dwa pokoje. Jeden wielodzietnej rodzinie. Drugi dziewczynce z niepełnosprawnością. W Świeciu i gminie Świecie – w wielkim Konopacie. Nowe meble, materac. Mamy takie zasady, że wszystko musi być nowe, nie remontujemy wynajętych mieszkań, a osoba lub rodzina musi być w trudnej sytuacji.
K.: – Warto dodać, że ich praca została wyróżniona w ministerstwie. Praca ze społecznością lokalną polegała w tym przypadku na zaangażowaniu jej do remontów. Dziewczyny zdały egzaminy, oczywiście wzorowo, spotkałyśmy się i mówimy: „może by jakoś to dalej pociągnąć”.
Był rok 2016. W pracy zawodowej specjalizacja niewiele dała, żadnych awansów podwyżek, nikt nie zamierzał wykorzystać ich zapału i kreatywności.
M.: – Chodziłyśmy po ubogich domach, widziałyśmy w jakich warunkach dzieci żyją, niektóre nie mają własnego łóżka. Wiadomo, że jak matka dostanie zasiłek, nie zaspokoi wszystkich potrzeb. Urząd to też sztywne ramy i nie da 10 tysięcy złotych na remont pokoju. Ustawa ustawą, a życie życiem. Praca zawodowa ogranicza kreatywność.
A.: – Zabija ją i nakłada ramy czasowe. W pracy nawet nie wyrobiłybyśmy się z tym, co chciałyśmy robić.
Założyły Fundację Makowo. Nazwa wzięła się od pierwszych liter ich imion. Urodziły się w różnych latach, ale tego samego dnia. Na urodziny dostały kiedyś w prezencie zaproszenie do studia tatuażu. Teraz na przedramieniu mają maki. Organizację od razu rejestrowały z myślą, że powstanie sklep, który będzie zarabiał na cele statutowe.
A.: – Ja byłam na malinach w Szkocji. Tam co krok jest sklep charytatywny. Prowadzą je organizacje. Pierwsze zakładała w latach pięćdziesiątych Sue Ryder. Nasz był 11 w Polsce.
Zaczęło się od tego, że do wynajętego od gminy lokalu przynosiły w reklamówkach rzeczy ze swoich domów, od rodziny. Kryształy od ciotki. Coś od przyjaciół.
K.: – A teraz mamy mały dom towarowy.
LUBIMY
A.: – Lubię las i mój zwierzyniec psa i koty. Miałam ich dziewięć, ale część wydałam. Kocham je nad życie.
M.: – Mam mało czasu, bo ja też jestem babcią, ale zawsze marzył mi się warsztacik. Taki, żeby się zamknąć i tworzyć. W ogóle takie proste zajęcia, jak np. w ogródku mnie wyciszają i uspakajają.
K.: – Kochałam rower. Rower, pływanie, bieganie, wkręciłam się w triatlon. Ale jestem po wypadku, dwa lata po poważnej kontuzji, po operacji, mam tytanowy bark, więc tak jak kiedyś już nie mogę być aktywna, ale i tak rower jest cały czas w sercu. Ale teraz mam przynajmniej więcej czasu dla przyjaciół i dla fundacji.
Przez ponad osiem lat, między innymi ze sklepowych pieniędzy, wyremontowały osiemnaście dziecięcych pokoi. Do końca roku pewnie będzie okrągłe dwadzieścia, bo właśnie rozpoczynają kolejne dwa remonty.
O tym, co je łączy Anita mówi wzruszona, łamiącym się głosem: – Znamy się od lat, nic nie jest w stanie nas złamać czy skłócić, żaden hejt, żadna zazdrość, żadna zawiść. To jest wielka siła, to jest dar, to jest naprawdę bezcenne
K.: – I skrzydła nam podcinali i kłody pod nogi podkładali. Bo nie jest tak, że jak ktoś coś sobie wymyśli, to w pracy brawo biją i od razu się cieszą, mówiąc „pomożemy”. Podstawowe pytanie jest: „co z tego będziemy mieć”. Zakładając fundację wyłożyłyśmy własne pieniądze, a starając się o jakiekolwiek na nią środki, słyszałyśmy: przecież macie fundację, jesteście bogate, bo macie fundatorów. A my nie mamy fundatorów. Za lokal, za notariusza, za prąd trzeba zapłacić.
M.: – Ale miałyśmy też w sobie tyle siły, ale i też odwagi, że to przetrwałyśmy. A poza tym miałyśmy zawsze w sobie wsparcie, bez względu na okoliczności.
A.: – Bez względu na wszystko!
M.: – Anita zawsze była takim motorem napędowym i do dziś jest, a to jest bardzo dużo.
Ale i ona przyznaje, że nie raz była w dołku przez hejt, którego na początku było bardzo dużo. Ratowały ją przyjaciółki, a Kasia podkreśla: – Ale też trafiłyśmy na dobrych ludzi i te osoby, które były z nami od samego początku, są z nami do dziś.
Sklep charytatywny Studio 27 i siedziba Fundacji Makowo przy ul. Mickiewicza 27 w Świeciu / Fot. JD
Chciałyśmy czegoś więcej
„Drugim elementem jest ryzyko, nie ma życia bez ryzyka, nie ma biznesu bez ryzyka i nie ma możliwości kroku zrobienia do przodu bez ryzyka, ale żeby zaryzykować, trzeba zaufać sobie”.
To się rozpoczęło jeszcze przed fundacją, od spraw zawodowych, od spotkania w pracy.
M.: – Anita przyszła do pracy i ja ją dostałam pod swoje skrzydła, potem Kaśka przyszła i tak ta przyjaźń się zaczęła. Pracowałyśmy w jednym biurze, wykonywałyśmy dużo działań środowiskowych skierowanych do dzieci.
Mecze piłkarskie z udziałem dzieci klientów ośrodka zapoczątkowała Anita. Później swoją drużynę piłkarską miała też Kasia. Były regularne treningi (przy zamku i w Miasteczku), był trener, a kto się opuścił w nauce, odpadał z drużyny. Z czasem w nagrodę zawodnicy dostawali stroje Adidasa: oryginalne koszulki, korki, rękawice.
A.: – Ale na początku składałyśmy się z dziewczynami po dwa złote i sprayem malowałyśmy białe koszulki z lumpeksu. Ksywka, numer. Wapno, sznurek. Ręcznie robiłyśmy linie na boisku, bo Miasteczko to zaniedbana dzielnica. Pierwszy mecz był za milion złotych wymalowany na tekturze. Z perspektywy czasu, powiem, że te pierwsze, bez pieniędzy, były lepsze, niż te z nagrodami.
M.: – Później włączył się Terespol i zakład poprawczy. Byliśmy u nich, potem rewanżowy mecz u nas. Marzeniem dla dzieci z Miasteczka było zagrać na naszym miejskim stadionie. I zagrały. W nagrodę był pięściarz Dariusz Michalczewski, dwa razy.
A.: – Nie, wcale nie jest trudno załatwić Michalczewskiego. Bardzo łatwo. Wysłałyśmy takie śmieszne zdjęcie i zaraz przyjechał. Bo on ma Fundację Darka Michalczewskiego „Równe Szanse”. Pojechałyśmy do Gdańska, porozmawiałyśmy z Martyną z fundacji i to wystarczyło.
Odzew był bardzo duży. Wszyscy chcieli grać. Kuratorki, które często bywały w Miasteczku zauważały, że coś się zmienia. Rozgrywki dawały motywację, żeby nie pić, nie bić, nie kraść, nie broić.
A.: – Teraz te dzieciaki już wyrosły. Jeden jest policjantem, zatrzymał mnie. W pierwszej chwili go nie rozpoznałam, ale on mnie poznał.
M.: – Do Kasi przyjechał chłopak z Anglii. Opowiedz.
K.: – Pamiętał, gdzie mieszkałam, bo czasem dzieciaki przychodziły, po wodę, czy coś tam odebrać. To było przed Bożym Narodzeniem. Przyjechał z prezentem dla mnie. Mówi: „pamięta mnie pani”. No pamiętam i mnie przytulił. Podziękował, że to mu dawało wtedy siłę, bo był trudny czas w domu, a dzięki rozgrywkom miał motywację, żeby trenować i potem wyjść na prostą. Chciał podziękować za to, że ma lepsze życie – siedziałam i ryczałam.
M.: – Widziałyśmy efekty, które udawało się uzyskać przez takie działania. Podobało nam się robienie tego, co nam podpowiada serce i zawodowe doświadczenie.
K.: – Chodziło o swobodę działania. Wcześniej trzeba było zapytać o zgodę, a czegoś tam nie było wolno, każdy się wtrącał i wszystko szło w dół. A jak się ma swoją fundację, to można działać po swojemu.
Podobne myślenie mogłoby nie wystarczyć, gdyby nie było liderki. Ale jest przecież Anita. – To dlatego ta odwaga jest potrzebna, później to wszyscy chcą już działać – mówi.
Kobiety Odważne Gminy Świecie z gośćmi i organizatorami. Wśród nich kobiety z Fundacji Makowo/ Fot. Marcin Saldat
Jak coś się dzieje, zawsze się włączamy
„Trzecim są decyzje, na ogół to ludzi hamuje. Podjęcie decyzji. Chcieliby wszystko przeanalizować. Ja wam powiem, gdzie zapada decyzja o kupnie kampera, nie w głowie, w sercu. Bo te prawdziwe projekty realizuje się z pozycji serca, nie z pozycji umysłu. Tam jest czysta kalkulacja i tam się opłaca lub się nie opłaca. Ale nie mielibyśmy ani iPadów, ani iPhone’ów, ani wielu innych rzeczy, gdyby człowiek posługiwał się tylko i wyłącznie czystą kalkulacją”.
M.: – Krótko po tym, jak założyłyśmy fundację, w jakiejś sprawie dzwoniłyśmy do Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej w Toruniu. Rozmowa poszła w kierunku: macie fundację, macie sklep, to może załóżcie przedsiębiorstwo społeczne. Podjęłyśmy decyzję. Musiałyśmy napisać biznesplan, przeszłyśmy szkolenia. Unijna dotacja pozwoliła na remont nowej siedziby przy ul. Mickiewicza 27. Dostałyśmy też dotację na zatrudnienie. Była jedna dziewczyna, która umiała szyć, doszła druga, szyły zabawki i ozdoby. Miałyśmy pracownię artystyczną i sklep charytatywny w jednym miejscu.
Covid zamknął wiele biznesów, również przedsiębiorstwo Makowa. Od 2024 roku sklep charytatywny Studio 27 znowu funkcjonuje w ramach przedsiębiorstwa społecznego (z unijnym dofinansowaniem na utworzenie stanowisk pracy), oferując usługi opiekuńcze i asystenckie, i zatrudniając trzy osoby na etatach.
Sponsorów fundacja ma niewielu. Właściwie jednego.
K.: – Jest z nami od samego początku. Sami się do nas zgłosili i wpłacają, regularnie. To firma.
Na szukanie kolejnych darczyńców nie wystarcza czasu, bo wiąże się to z pismami, umawianiem się na spotkania, a jest przecież praca zawodowa i rodzina. W końcu „sklep powstał po to, żeby nie żebrać”.
ŻYCIE
A.: – Miałyśmy z siostrą pokój w bloku, teraz się pewnie wykazuję, żeby stworzyć lepsze warunki, niż ja miałam. Mój syn też walczył o zdrowie, też pieniądze były potrzebne. Jak człowiek sam takich rzeczy doświadczył, to też inaczej patrzy.
K.: – Mi zawsze mówili, że ja w takich zawodach pomocowych będę pracować. Rozdawałam zabawki, książki. A jak się okazało, że tak nie wolno, to stworzyłam bibliotekę i wypożyczałam. Zawsze tak to ze mną było, że jak ktoś potrzebował pomocy, to do mnie.
M.: – Moja mama kochała wszelkie robótki. Szyła, robiła na drutach, haftowała, wykonywała wszystkie prace remontowe i ja musiałam to wszystko potrafić. Uważała, że dziewczynka musi wszystko umieć.
K.: – Jak coś się dzieje, zawsze się włączamy – deklaruje Kasia. – Miałyśmy maszyny, to w covidzie szyłyśmy maseczki [między innymi dla Domu Pomocy w Gołuszycach – przyp. red.].
A.: – Jak ktoś zachoruje, prowadzimy zbiórki publiczne. Zebrałyśmy podczas nich milion złotych. Robimy to za darmo, nie bierzemy procentów. Uruchamiamy zbiórkę, jest piknik, chodzimy z puszkami. Kiedyś przychodzi do mnie kobieta za dziesięć trzecia w piątek i mówi, że piknik charytatywny mają zaplanowany na sobotę, i że nie wiedziała, że to trzeba zgłosić. Ciasta popieczone, maskotki kupione, podzwoniłam, gdzie trzeba, uprosiłam i wszystko się udało załatwić.
Kasia, Malwina, Maciek, Julek, Mikołaj, Artur, Agatka, Wojtek. To zaledwie kilka, spośród wielu osób, dla których prowadzone były zbiórki.
A.: – My zbieramy, podliczamy i na bieżąco przelewamy, żeby już można było działać, żeby chory mógł kupić witaminy. Ze zbiórki dla Kasi, mogłyśmy pieniądze albo u nas zostawić, albo fundacji o podobnych celach przekazać, ale okazało się w ministerstwie, że możemy przekazać mężowi z trójką dzieci i kredytami. [Katarzyny Lipowiec – szefowej Lokalnej Grupy Działania i Inkubatora Przedsiębiorczości w Świeciu, nie udało się uratować – przyp. red.].
Malwina Dwojacka (w urzędzie miejskim w Świeciu zajmowała się pozyskiwaniem funduszy unijnych, przetargami oraz była koordynatorem ds. organizacji pozarządowych, była wielką społeczniczką wrażliwą na ludzi, zwierzęta, na piękno).
A.: – Malwa nie chciała kwiatów na pogrzebie, chciała, żebyśmy za te pieniądze wyremontowały pokój. I jest pokój imienia Malwiny. To był cudowny człowiek i to był rekord zebranych pieniędzy, prawie 160 tysięcy złotych.
M.: – Działamy też wspólnie z Towarzystwem Ziemi Świeckiej, podczas rajdu ludzie wpłacają pieniądze na fundację, ale zawsze jest wcześniej uzgodniony cel charytatywny. Przy takich akcjach ważna jest współpraca.
A.: – I mamy nawiązki, które trafiają na konto fundacji. Jak przestępca dostał karę i nie ma możliwości odrobienia, to wpłaca procent z pensji do fundacji. Dwa pokoje w zeszłym roku i teraz kolejne dwa z tych nawiązek są remontowane.
M.: – Mamy też osoby, które odrabiają u nas karę ograniczenia wolności.
Bywa, że noszą meble, jak ktoś podaruje do sklepu charytatywnego. Anita pokazuje w telefonie mebel prosto ze śmietnika i po odnowieniu. Oczy jej się świecą, jak o tym opowiada.
K.: – Bo Anita z Magdą to są artystki, odnawiają meble.
A.: – To mnie odstresowuje. Wszystko robimy. Szlifiera i do litego drewna. Oczyszczanie, zabezpieczanie, malowanie.
Fundacja współpracuje z sądem i z kuratorami, ale nie jest łatwo aktywizować ludzi, którzy do niej trafiają. Byli tacy, którzy skuli do cegły ściany w remontowanym pokoju. Ale Magda podkreśla, że jak się ktoś trafi z fajnymi umiejętnościami, to może być istotnym wsparciem podczas remontu, a i efekt może być szerszy, bo akcje dla dzieci mają duże poparcie lokalnej społeczności.
K.: – Do remontów zawsze nam się trafią jacyś wolontariusze, coś zrobią, pomogą coś przenieść, przewieźć.
A.: – Teraz będziemy robić pokój samotnej matce z trojgiem dzieci. W ubiegłym roku dwójce dzieci w Brzemionach remontowaliśmy pokój, jeden chłopiec niedowidzący, jeden niewidomy. Ten remont kosztował około 25 tysięcy złotych. Ale tam były dwa pokoje, z garderobą i z przedpokojem. I progi trzeba było zlikwidować, założyć panele. Firma prywatna się zgłosiła i robili popołudniami. Ci chłopcy motywują teraz swoich rodziców, żeby zrobili remonty innych pomieszczeń w domu.
K.: – To są naprawdę trwałe efekty, które zostają na lata.
– W obecnych czasach coraz trudniej znaleźć ludzi do działań, które są czymś więcej niż jednorazowym zrywem, jak np. pomoc powodzianom lub uchodźcom (choć te oczywiście również bardzo doceniam) – mówi Tomasz Pasiek, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Świeckiej, podróżnik, społecznik, organizator wielu przedsięwzięć kulturalnych, edukacyjnych i rekreacyjnych w Świeciu. – Makowianki działają prężnie już ponad osiem lat, a co bardzo ważne, są ciągle w gotowości. Mają swoje zaplanowane działania, ale regularnie reagują też na tzw. potrzeby chwili, gdy trzeba zorganizować pomoc „na już”. Nie jest to na pewno łatwe, często trzeba poświęcić swoje prywatne sprawy i plany, a niekiedy też środki, aby działać dla innych, ale przyznam, że nigdy nie słyszałem z ich strony narzekania. Dzięki temu dla wielu ludzi, ale też innych instytucji są pierwszym kierunkiem zwracania się o wsparcie. Ludzie wiedzą, że można na nie liczyć, bo pomogły już setkom ludzi. Istotna jest też ich serdeczność i pozytywne nastawienie. Potrafią rozmawiać z ludźmi, a ci potrafią im zaufać.
Makowo u marszałka Piotra Całbeckiego. Gala wręczenia statuetek w konkursie „Stalowy Anioł” / Fot. Andrzej Goiński
To zmiana, która rodzi zmianę
„I ostatni element to zaangażowanie w życie na cały etat, z pasją. Życie, gdzie człowiek czuje smak tego co się dookoła niego dzieje”.
M.: – Tę biedę i podejście do biedy, często się dziedziczy. To są mocno zakorzenione schematy. Później się nie oczekuje więcej niż się miało w domu. Było tak i wystarczy. Ale jak dzieciom pokaże się, że można inaczej i że można o to dbać, to kiedyś zaowocuje. Pytamy dzieci, jakie chcą kolory, co chcą mieć w pokoju, czym się interesują.
K.: – One mają wizje, ja już się jako trzecia nie wtrącam. Po meble jedziemy do Ikei, bo tam już wszystko, razem z dodatkami kupimy, ale jest też sklep w Świeciu, który nam rabatów udziela. Niesamowity jest ten moment, kiedy już wszystko jest skończone!
Nagle Anita sobie przypomina. Mówi i w trakcie wyciąga słoiki z torby: – Dziś kobieta przyniosła na licytację dla Wojtusia [chłopca z gminy Świekatowo, który choruje na złośliwy nowotwór rdzenia kręgowego oraz ostrą niewydolność płuc – przyp. red.] cztery słoiki miodu. Po dwa puścimy. Po jednym nie będziemy się bawić. A ta, która wylicytowała biżuterię, wpłaciła 300 złotych i chce ponownie ją wystawić. Ludzie są super, naprawdę!
K.: – A w kwietniu tego roku miałyśmy z okazji naszych ósmych urodzin bal w stylu lat osiemdziesiątych. Na onkologię dziecięcą udało się zebrać 35 tysięcy złotych. To wystarczyło na trzy pompy, które pozwolą na większy komfort leczenia. Dziecko dostaje taki plecak z pompą do domu i tam podawane są leki.
Od początku Makowo nie poprzestawało na remontach. Granty z Mondi pozwoliły na organizację dwóch edycji warsztatów Dzieci Dzieciom, podczas, których uczestnicy uczyli się szyć, przygotowując zabawki. Jedną dla siebie, drugą dla innego dziecka: z placówki opiekuńczej albo z rodziny zastępczej. Kolejne wsparcie z Mondi – To My Mondi. Akcja Edukacja – to korepetycje dla dzieci. Pięciu nauczycieli, przez cztery miesiące uczyło matematyki, języka polskiego, angielskiego, robotyki, były też zajęcia plastyczne i z logopedą.
A.: – Nawet projekty o pieniądze unijne same piszemy. Jak się uprzemy, to wszystko jesteśmy w stanie zrobić.
Najpierw były trzy edycje pod hasłem: Biznes i społeczeństwo-promocja ekonomii społecznej w powiecie świeckim z dotacją 50 tysięcy złotych każda (z Europejskiego Funduszu Społecznego). Za pośrednictwem ośrodków pomocy społecznej fundacja docierała do osób, które najtrudniej przekonać do tego, że mogą znaleźć pracę i przez to zmienić swoje życie, na przykład do bezdomnych. Działania skierowane były zarówno do osób fizycznych jak i samorządowców. W ramach projektu były warsztaty na temat przedsiębiorczości społecznej, działania animacyjne, budowanie partnerstw, szkolenia, seminaria, wizyty studyjne w przedsiębiorstwach społecznych i podmiotach ekonomii społecznej.
Na przełomie 2022 i 2023 roku z funduszy europejskich województwa kujawsko-pomorskiego (również z EFS) Fundacja Makowo równolegle realizowała dwa projekty (każdy o wartości 50 tysięcy złotych): Razem dla osób z niepełnosprawnościami oraz Nie jestem sam, pomoc mam. Pierwszy polegał na objęciu osób z niepełnosprawnością wsparciem asystenta, drugi na półrocznym świadczeniu usług opiekuńczych osobom niesamodzielnym. W każdym projekcie brało udział po dziesięć osób.
M.: – Po tej realizacji działalność usługową postanowiłyśmy kontynuować w ramach naszego przedsiębiorstwa – podkreśla Magda.
JAK ZMIENIĆ POMOC SPOŁECZNĄ?
A.: – Pieniądz nie motywuje do zmiany. Kiedyś chłopak z rodziny korzystającej ze wsparcia ośrodka miał wybrać buty w sklepie, później opowiadał, że najbardziej pamięta to, że mógł wybrać. Ja bym zatrudniła liderów społecznych, którzy będą działać bezpośrednio z ludźmi.
K.: – Więcej zaangażowania ludzi. Wtedy pieniądze są bardziej doceniane i człowiek czuje się lepiej, bo coś wykonał.
M.: – Pomoc powinna być na wyznaczony okres.
Podczas otwarcia wystawy Kobiety Odważne Gminy Świecie / Fot. Marcin Saldat
Rok Kobiet Odważnych
Z zarządem Fundacji Makowo: Anitą – prezeską, Magdą – wiceprezeską i Kasią – skarbniczką spotykamy się w Klubokawiarni Kultura w Świeciu. To sala wystaw. Prawie nad naszymi głowami wisi ich zdjęcie. Jest też na nim Agnieszka Kenner, szefowa sklepu charytatywnego Studio 27.
Powstała przy wsparciu środków unijnych wystawa Kobiety odważne poświęcona jest inspirującym osobom, które mocno zaznaczyły swoją obecność w dziedzinach sportu, kultury i działalności społecznej, a historia każdej z nich naznaczona jest odwagą w przełamywaniu własnych ograniczeń i działaniach o lepszą przyszłość dla innych.
– Od wielu lat partnerem głównym Blues na Świecie Festivalu jest samorząd województwa kujawsko-pomorskiego – mówi Ariel Stawski, kierownik Działu Edukacji i Promocji Centrum Kultury w Świeciu. – Ponieważ 2024 rok został ogłoszony Rokiem Kobiet Odważnych, postanowiliśmy wykorzystać ten fakt i uhonorować w formie wystawy postaci kobiet, które zarówno działają na rzecz lokalnej społeczności, ale też promują Świecie w Polsce i poza granicami kraju. Festiwal, na który przyjeżdża publiczność z całej Polski, był doskonałym momentem na zaprezentowanie ich dokonań. Do udziału w wystawie zaprosiliśmy siatkarkę Kasię Wenerską, reprezentantkę Polski, na co dzień występującą w Developresie Rzeszów, aktorkę i wokalistkę Paulinę Walendziak, Oliwię Raniszewską – młodą naukowczynię i studentkę, uznaną za jedną z najzdolniejszych uczennic na świecie, Elżbietę Kapuścińską, która od lat szefuje lokalnemu Stowarzyszeniu Amazonek oraz kobiety z Fundacji Makowo. Prawda jest taka, że założycielki Makowa zna w Świeciu i okolicy każdy. Zawsze stają na pierwszej linii frontu, gdy trzeba komuś pomóc. Wiedzą do kogo uderzyć, z kim porozmawiać i kogo zarażać swoimi pomysłami. Zresztą, gdy pojawiła się informacja o tym, że mają problemy z opłaceniem mediów w swojej siedzibie, w ciągu kilku dni od założenia zbiórki, ludzie wpłacili im około 10 tysięcy złotych. Oprócz tego one zwyczajnie ujmują swoją skromnością i taką zwykłą, ludzką szczerością. Za każdym razem, gdy organizowana przez nie akcja czy zbiórka kończy się sukcesem, można zobaczyć w ich oczach prawdziwe, długo płynące łzy wzruszenia. I to jest ujmujące.
– Anita, Kasia, Magda i Agnieszka, to kobiety odważne – podkreśla Iwona Karolewska, przez wiele lat sekretarzyni Starostwa Powiatowego w Świeciu, obecnie posłanka w Sejmie RP. – Mają odwagę żyć i pomagać tak jak chcą. Spontanicznie, z entuzjazmem połączonym z odrobiną szaleństwa. Myślę, że kluczem ich sukcesu jest łącząca je przyjaźń i ogromny szacunek do ludzi. Z taką samą atencją traktują Olgę Tokarczuk jak swoich podopiecznych. Są bohaterkami na miarę naszych czasów – przypominają co to szacunek, szlachetność, czy choćby ofiarowanie swojego czasu i zainteresowania innemu człowiekowi. Jestem zaszczycona, mogąc się z nimi przyjaźnić.
NAGRODY DLA FUNDACJI MAKOWO
Nagroda Fundacji POLCUL im. Jerzego Bonieckiego. Uroczystość odbyła się w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Nagroda Zarządu Województwa Kujawsko-Pomorskiego „Stalowy Anioł” – dla podmiotów wyróżniających się w działalności pomocy społecznej
Nagroda Starosty Powiatu Świeckiego dla osób, które swoją postawą lub osiągnięciami przyczyniają się do promocji Powiatu Świeckiego
– W każdej społeczności muszą być osoby, którzy biorą za coś odpowiedzialność, chociaż w czasach brutalnego – najczęściej anonimowego – hejtu w internecie, większość ludzi woli stać z boku lub jedynie wszystko komentować. Tym bardziej należy doceniać działania Makowianek, czy to te polegające na remontach pokojów dla potrzebujących dzieci, czy zbiórki i akcje charytatywne i wszelkie inne inicjatywy. Chciałbym, aby zostały też docenione i zauważone przez władze samorządowe, nie tylko poprzez przysłowiowy dyplom, ale konkretne działania ułatwiające funkcjonowanie podmiotu tak społecznie cennego – podkreśla Tomasz Pasiek.
Podczas otwarcia wystawy Kobiety Odważne Gminy Świecie / Fot. Marcin Saldat
Jesteś kimś więcej, niż myślisz. Jesteś odważna
Czy wy jesteście odważne? Trzy razy „tak”.
K.: – Tak, ale ja to sobie po tej nominacji związanej z wystawą uświadomiłam. Jakoś tak się działało. Nigdy nad tym wcześniej się nie zastanawiałam i nie myślałam, że jestem odważna. A jednak, żeby pomagać w dzisiejszych czasach, trzeba mieć odwagę.
A.: – Ja też wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Zawsze myślałam, że jestem szalona. A teraz, że to szaleństwo jest w mojej głowie, a odwagą jest, że ja to co mam w głowie, realizuję. Nie raz jest tak, że mam telefon i muszę podjąć w minutę decyzję, i to robię.
M.: – Ja wiedziałam, że jestem odważna. Mieć swoje zdanie to jest odwaga. I odwagę do zmiany też mam.
K.: – Nie raz było ciężko, bo każda ma inną wizję. Mamy też różne charaktery. Magda działa bardzo racjonalnie, Anita spontanicznie, a ja jestem tak na pograniczu, zależy jaki mam dzień. Nie raz idę na żywioł, a czasem muszę się zastanowić. Ta mieszanka temperamentów daje fajny owoc. Fundacja to jest już naprawdę takie nasze dziecko, które kochamy. Bez tego, już się nie da. Nie raz mówią nam: „po co to robicie”, „wy z tego nic nie macie”. Ale my mamy taką satysfakcję, że więcej nie trzeba.
M.: – Można mieć tyle satysfakcji z dawania, co z brania.
Anicie łamie się głos: – Mnie najbardziej wzrusza, jak mój ojciec mówi: że gdzieś tam anioł nad nami czuwa. Mi się zaraz chce płakać, bo nikt tak nie wspiera, jak on, tymi słowami. Tym, że tak pięknie mówi. I to mnie wzrusza, choćbym miała miliony nagród, to słowa mojego ojca są bezcenne, bo on nigdy mnie nie chwalił w życiu.
Wystawa Kobiety Odważne Gminy Świecie / Fot. JD
Wystawa Kobiety Odważne Gminy Świecie / Fot. JD
Wystawa Kobiety Odważne Gminy Świecie / Fot. JD
Podczas otwarcia wystawy Kobiety Odważne Gminy Świecie / Fot. Marcin Saldat
Podczas otwarcia wystawy Kobiety Odważne Gminy Świecie / Fot. Marcin Saldat
Zgłaszasz poniższy komentarz:
wzruszyłam się .... tak normalnie,,,,,tak ludzko...meeeegaaaa