Zdrowie
Agnieszka Waszkiewicz
31 Mar 2022Pogryziony przez psa starszy mężczyzna sześć godzin czekał w szpitalu na lekarza
Pogryziony człowiek trafił do izby przyjęć szpitala w Chełmnie przed godz. 10. Głodny, spragniony, obolały i bez leków, które przyjmuje na stałe, do godz. 16 czekał na lekarza. - Pielęgniarki zasugerowały nam w końcu, żebyśmy zawieźli tatę gdzieś indziej - relacjonuje córka.
71-latek spod Chełmna poszedł nakarmić psa.
Pies razem z kaszanką chwycił palec
- Rzucił mu przez ogrodzenie kaszankę, ale wykulała się pod siatką. Tata chciał ją podnieść, jednak pies był szybszy od niego. Chwycił go i rozszarpał mu środkowy palec - relacjonuje córka.
Krwawił, rana wymagała szycia.
- Siostra zabrała tatę do samochodu i przed godz. 10 przyjechała z nim do szpitala w Chełmnie - relacjonuje jedna z córek. - Wszedł do izby przyjęć. Pielęgniarki założyły mu opatrunek i kazały czekać na lekarza – dodaje.
Sześć godzin bez jedzenia, wody i leków
Mijały kolejne godziny, a rannym nikt się nie zainteresował.
- Choruje m.in. na serce, ma nadciśnienie. Nie zdążył rano przyjąć leków. Nie zjadł śniadania, wyszedł z domu tak jak stał - opowiada córka.
Jej siostra czekała z ojcem do godz. 14.
- Potem przyjechała bratowa. Chciała podać tacie butelkę wody, ale pielęgniarki nie pozwoliły jej wejść, stwierdziły, że nie ma takiej potrzeby. Pomyślałyśmy, że podały mu kroplówkę, ale nie dostał nic. Cierpiał. Rana bolała go coraz bardziej. Nie dostał też nic przeciwbólowego, pielęgniarki twierdziły, że nie mogą mu podać lekarstw - tłumaczy kobieta.
W Świeciu pomoc dostał od razu
Krewni mężczyzny podkreślają, że pielęgniarki jak mantrę powtarzały, że lekarz wie o pacjencie i że trzeba czekać.
- Były bardzo miłe, widać było, że dla nich ta sytuacja nie jest komfortowa - mówi jedna z kobiet. - O godz. 16 delikatnie zasugerowały, żebyśmy zabrali tatę do innego szpitala - dodaje.
Pojechali do Świecia.
- Zrobili tacie test na COVID-19. W izbie przyjęć czekał 20 minut. Szwy ma na całej długości palca, do paznokcia, tak duża była rana - opowiada kobieta.
Wszystko przez brak lekarzy
Szefowa szpitala w Chełmnie twierdzi, że tego typu sytuacje nie zdarzają się na co dzień.
- Na oddziale chirurgicznym zaplanowanych było w poniedziałek aż sześć zabiegów. W międzyczasie pomoc uzyskało dwóch pacjentów, w tym jeden ze zwichniętym barkiem. Pielęgniarki liczyły, że i tego pana uda się zaopatrzyć między operacjami.
Dlatego kilka razy był wprowadzany do izby przyjęć. Picia nie dostał na wypadek, gdyby konieczne było podanie znieczulenia - opowiada Marzanna Ossowska, dyrektorka Zespołu Opieki Zdrowotnej w Chełmnie. - Nie chcielibyśmy, by takie sytuacje miały miejsce. Jest mi przykro, że tak się zadziało i przepraszam za to rodzinę - dodaje.
Dyrektorka wyjaśnia, że wszystkiemu winien jest brak pracowników.
- Przez niedobory kadrowe jest problem z dyżurami do południa. Jestem po rozmowie z dwoma lekarzami, których chciałam zatrudnić w izbie przyjęć, ale nie są zainteresowani.
Pozyskanie lekarzy lub pielęgniarek graniczy z cudem - relacjonuje Ossowska. - Liczę, że może łatwiej będzie znaleźć pracowników po 1 kwietnia, gdy zostaną zlikwidowane oddziały covidowe - zaznacza.