Kultura
Krzysztof Pardo
12 Maj 2021Pracował dla BBC 3, Netflixa, Friza. Teraz mieszka w Polsce, można u niego zrobić tatuaż
- Jak dostałem zawiadomienie z tv na Instagramie, o castingu, to pomyślałem sobie, że jednak jestem dobry w swoich charakteryzacjach - oni się do mnie zgłaszają, a tak naprawdę dopiero zaczynam - mówi Daniel Głogowski, dziś właściciel studia tatuażu w Polsce.
Krzysztof Pardo: Ukończyłeś Technikum Mundurowe, ale nigdy nie pracowałeś w swoim zawodzie?
Daniel Głogowski: Nie. Zaraz po szkole zająłem się czymś innym. Wyjechałem do Londynu.
Myślałeś wcześniej o tym, co chcesz robić w życiu?
- Miałem zawsze masę pomysłów naraz. Po szkole wybrałem się do Londynu i tam przebywałem przez 4 lata. Wyjechałem by spełnić marzenie i poczuć otaczający nas świat i ludzi. Właśnie tam rozpoczęła się moja przygoda z charakteryzacją. Choć właściwie tak naprawdę, to w Polsce były jej początki, kiedy ćwiczyłem różne charakteryzacje i doszedłem do jednego wniosku: nie jestem w tym dobry.
W Londynie zacząłem to robić częściej i coraz więcej, jako że zawsze sprawiało mi to dużą satysfakcję. M.in. pokazywałem swoje prace na Instagramie. Myślałem jednocześnie o tatuażach, ale to było moje marzenie. Myślałem wtedy, że ono się nie spełni.
W Wielkiej Brytanii odezwały się do ciebie telewizje BBC 3 i Netflix.
- Tak, to prawda. Jak dostałem zawiadomienie z tv na Instagramie, o castingu, to pomyślałem sobie, że jednak jestem dobry w swoich charakteryzacjach - oni się do mnie zgłaszają, a tak naprawdę dopiero zaczynam. Przeszedłem 7 castingów i doszedłem do finału. Z tysiąca osób wybrano 30. Właśnie znalazłem się w tej 30. Byłem tam jedynym Polakiem, jak i obcokrajowcem, jako że program obejmował wyłącznie mieszkańców Wielkiej Brytanii. Nie dostałem się do programu, bo z 30 wybrano ostatecznie 8 osób. Ale jest to satysfakcja, że poza granicami Polski zostałem zauważony, że robię dobrą robotę. Niezapomniana przygoda, takie wydarzenia budują człowieka do dalszej pracy.
Skąd bierzesz pomysły na charakteryzacje?
- Śmieję się sam z siebie, że mam coś z głową, taką moją mroczną stronę. Zawsze lubiłem utożsamiać się, wcielać w inną postać.
Jak robię charakteryzację, najważniejszym momentem jest ten kiedy nie widzę już siebie jako Daniela, tylko znikam pod przykrywką SFX postaci. To chyba pozostało jeszcze z okresu dzieciństwa, kiedy człowiek miał różne fantazje, naoglądał się filmów, jak i tworzył różne fantastyczne historie i wymyślał zabawy z bratem, który zawsze wspierał i wspiera mnie w tym, co robię.
Jak wygląda praca przy charakteryzacji?
- Moja najdłuższa charakteryzacja trwała około 14 godzin przed lustrem. A tak przeciętnie trwa od 4 do 6 godzin. Trzeba mieć w sobie sporo cierpliwości do takiej pracy. To nie tylko malowanie twarzy i ciała. Przy większych charakteryzacjach jest to również nakładanie na siebie różnych wcześniej wykonanych części, żeby to wszystko odpowiednio wyglądało.
Jest to również proces, w którym trzeba wyćwiczyć trochę aktorstwa, potrzebnego do nadania postaci jakiegoś charakteru w filmach. Do tego zrobienie i edycja zdjęć oraz nagranie, i montaż.
Kiedyś na Halloween szykowałem kostium przez 3 dni. Dla laika jest to nie do pomyślenia, a jednak. Trzeba było przygotować wiele różnych części, a potem złożyć i założyć to wszystko na siebie w odpowiedni sposób.
Jak na początku radziłeś sobie z brakiem materiałów?
- Na początku nie miałem odpowiednich produktów i profesjonalnych materiałów do charakteryzacji. Zaczynałem praktycznie i dosłownie od kuchni. Wchodziłem na różne strony internetowe i szukałem różnych poradników w tej dziedzinie. Dlaczego wspomniałem o kuchni? Bo nie każdy wie, że z poszczególnych produktów jakie mamy w domu można zrobić wiele wspaniałych rzeczy do charakteryzacji, jak i zmienić swoją, bądź kogoś, twarz. Poza tym nie było pieniędzy by móc sobie pozwolić na profesjonalne materiały. Dopiero po czasie, jak nabyłem więcej wiedzy odnośnie charakteryzacji, pojawiły się pieniądze, a nawet sponsorzy. Wtedy zacząłem używać profesjonalnych materiałów.
Czyli pojawiły się z wykonywania różnych charakteryzacji profity?
- Tak. Miałem i mam do dzisiaj. Po "Glow up" programie na BBC 3 i Netflixie odezwały się do mnie, na mojego fanpage'a na Instagramie, firmy, m.in. zajmujące się produktami do makijażu. Jestem twarzą jakiegoś produktu i otrzymuję za to np. materiały do charakteryzacji. Oczywiście jest i kasa z tytułu różnych konkursów. Cały czas jestem twarzą pewnej firmy produkującej soczewki do charakteryzacji. Za każdym razem, kiedy powstaje nowy model soczewki, ja tworzę nowe charakteryzacje do nich. Współpracuję z firmą od ponad roku. Oni przesyłają mi propozycje charakteryzacji, a ja je wykonuję i potem czekam tylko na akceptację. Traktuję to, jako hobby. Wszystkie firmy, z którymi współpracuję są poza granicami Polski.
Nie myślałeś o pracy charakteryzatora w Polsce, mając już takie doświadczenie poza granicami kraju?
- Jeśli chodzi o charakteryzacje to nie chciałbym mieć pracy na cały etat chyba, że mówimy o planach filmowych. Nie chciałbym zniszczyć w sobie tej pasji jako, że zawsze traktowałem to jako ucieczkę od rzeczywistości.
Jedynym moim dotychczasowym i większym osiągnieciem w Polsce było spotkanie i praca dla najbardziej znanego u nas youtubera Friza w Krakowie, dla którego wykonałem jedną z moich charakteryzacji i wziąłem udział w jednym z odcinków. Mam w związku z tym spotkaniem niezatarte i miłe wspomnienia.
Współpracowałeś z innymi znanymi ludźmi?
- Pierwsza moja współpraca w Polsce, to praca dla Friza. W Londynie było ich mnóstwo. Między innymi współpraca z Opheli’a (@in.templum.ophelia na instagramie), zwyciężczynią programu, do którego właśnie poznaliśmy się na castingu do programu na BBC 3, jak i Netflixie. Poza tym z wieloma uczestnikami programu, jak i innymi charakteryzatorami czy też makijażystami, fotografami, a nawet modelami znanymi na światowym rynku.
Na Instagramie masz przeszło 6 tys. fanów.
- Tak, zawsze staram się rozwijać moje platformy jak tylko mogę. Nie zawsze jest to łatwe, bo jednak trzeba być aktywnym, a czasami brakuje tez inspiracji na kolejne charakteryzacje. Działam na platformach takich jak Instagram, Facebook, YouTube jak i Tik Tok pod nazwą „dinosfx”, „dinotattooofficial”. Jeżeli chodzi o ilość ludzi którzy obserwują moje prace, jak i interesują się moimi działaniami było ich swojego czasu blisko ponad 7 tys. Ludzie odchodzą i dochodzą. Jest to związane z aktywnością, jak i konceptem. Ciężko jednak jest utrzymać aktywną obecność na platformie szczególnie wtedy, kiedy działasz w kilku kierunkach.
A jak zaczęła się twoja przygoda z tatuażami?
- To jest właściwie jeden z powodów, dla których wróciłem do Polski. Znajomi, a szczególnie rodzice mówili mi, że mam robić tatuaże, a ja z uporem maniaka twierdziłem, iż jest to nierealne i się nie spełni. W końcu jednak podjąłem tę decyzję, wróciłem do Polski i robię tatuaże, prowadząc swoją działalność „DINO tattoo”. Mam miejsce na studio tatuażu, poszedłem z marszu na kurs, ukończyłem go, otrzymałem dyplom tatuatora i teraz działam już w tej dziedzinie.
Kto może zostać tatuatorem?
- Wydaje mi się, że każdy, jeśli tylko ma jakieś zdolności artystyczne, jak i wyobraźnię. Dużą zaletą jest też praca w innych działających już studiach, w których nabiera się praktyki. Ja poszedłem jednak inną drogą.
Skąd bierzesz wzory?
- Na początku brałem gotowe wzory, bo musiałem się na czymś uczyć. Na kursie uczyłem się oczywiście na sztucznej skórze. Każdego klienta informuję, że jestem w branży nowy. Zazwyczaj wysyłają mi wcześniej wzory, jakie preferują. Jeszcze wszystko przede mną.
Aktualnie staram się chociaż zmieniać wzory, które prześlą mi klienci, bądź też wykonać własny projekt. Staram się nie kopiować innych wzorców.
Klienci to młodzi ludzie?
- Różnie. Na początku miałem klientów mniej więcej w przedziale 30-40 lat. Wielu z nich zaufało mi na tyle, że robili pierwszy tatuaż właśnie u mnie. Z czasem się to zmieniło i wiek jest mega zróżnicowany.
Co preferują?
- To zależy. Z moją wyobraźnią wolę wykonywać mroczne wzory czy też właśnie własne. Bardzo często klienci przychodzą jednak na jakieś delikatne „dziarki”, co z czasem też się zmienia, bo są też tacy którzy szaleją i tatuują np. całe plecy.
Po co komuś tatuaż, to moda, chwilowa zachcianka?
- Tatuaż to jest indywidualny wybór. Jest to też moda. Tatuaże zawsze były, są i będą. Czasami są one sposobem na dowartościowanie siebie.
Np. ktoś robi tatuaż na całym ciele, bo nie podoba mu się budowa jego ciała. Chce się jakby skryć za nim. Według mnie tatuaże nie mają określonego znaczenia,
Robisz wzór, taki jaki chcesz, i to ty nadajesz mu własne znaczenie, bo na przykład kojarzy ci się z kimś, czy z jakimś wydarzeniem. Często jednak klienci rezygnują z jakiegoś wzoru, bo mówią, że znaczy „coś tam”.
Uważam, że tatuaż robi się przede wszystkim dla siebie, a opinie innych należy zostawić daleko w tyle.
Poprawiałeś po kimś wzory?
- Tak, kilka razy. Są to raczej tatuaże wykonane bardzo dawno, były robione w innych warunkach czy też na innym sprzęcie. Często wykonuję tzw. „cover” czyli zakrycie starego tatuażu nowym albo po prostu jeżeli klientowi stary wzór odpowiada, dodajemy coś do niego, zatrzymując go.
Trudno jest usunąć tatuaż?
- Jest to możliwe, ale bolesne i drogie. Ja nigdy tego nie robiłem, więc nie mogę powiedzieć za dużo na ten temat. Niemal zawsze po każdym takim usunięciu i tak pozostaje jakiś ślad czy blizna.
Czujesz się artystą?
- Kiedyś nie, teraz tak. Szczególnie jeśli chodzi o charakteryzacje. Przeszedłem tę moją ścieżkę i doszedłem do momentu, w którym jestem obecnie. Jeśli chodzi o tatuaże to jeszcze nie czuję się artystą. Potrzeba na to sporo czasu i praktyki. Może za 2-3 lata...
Czego należy ci życzyć?
- Przede wszystkim cierpliwości i jeszcze większej wyobraźni. Swoją przygodę w Polsce zaczynam od nowa, ciągle się aklimatyzuję, ale zawsze dążę do celu, czyli najzwyczajniej, trzeba mi życzyć powodzenia i dalszego rozwoju.
Daniel Głogowski podczas wykonywania tatuażu (arch. Daniela Głogowskiego)