Wiadomości
Agnieszka Waszkiewicz
04 lipca 2024Pracownicy zakładu pod Chełmnem zamiast zaległych wypłat dostali wypowiedzenia. Tak upada legenda
Pracownicy zakładów mięsnych pod Chełmnem w marcu przestali dostawać wynagrodzenia. Po trzech miesiącach zwodzenia złożyli skargę do inspekcji pracy, ale zamiast pieniędzy otrzymali wypowiedzenia. Pod koniec czerwca przestały działać sklepy firmowe w kilku powiatach. Tak upada rodzinna firma z kilkudziesięcioletnią tradycją.
Zakłady Mięsne Lisewo (dawny Ritter) mają kilkudziesięcioletnią historię. Startowały jako prężnie działająca firma rodzinna, która kilka razy pod rząd zdobyła certyfikat wiarygodności. Wyroby cieszyły się dużym uznaniem wśród mieszkańców Lisewa i okolicznych gmin. Chętnie sięgali po nie klienci z ościennych miast.
Zakłady Mięsne w Lisewie przeszły w nowe ręce. I zaczęła się droga ku upadłości
W 2022 roku biznes przeszedł w nowe ręce. Zakład przejęła spółka z Poznania (niezwiązana z branżą mięsną), która aktualnie posiada w nim większość udziałów (ich wartość szacowana jest na 3,9 mln zł). Jako wspólnik figuruje członek zarządu w Zakładach Mięsnych w Lisewie, który 20 czerwca 2024 roku wszedł w posiadanie udziałów upadającej firmy o wartości 2,4 mln zł.
CZYTAJ: McDonald’s w Chełmnie. Sieciówka pomoże załatać dziury w budżecie
Pracownicy Zakładów Mięsnych w Lisewie przestali dostawać wynagrodzenie
Kilka miesięcy temu pracownicy (zatrudnionych było ok. 40-50 osób), przestali dostawać wynagrodzenie. Wcześniej firma przestała płacić wierzycielom. Długi ma między innymi w ZUS-ie. W 2023 roku dwukrotnie zwracała się do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o pomoc publiczną. Rozłożył jej na raty należności opiewające na ponad 120 tys. zł, ale i to nie pozwoliło wyjść na prostą.
W marcu po raz pierwszy nie dostaliśmy wypłat w całości. Pensje przelewali nam w dwóch ratach, z czego o tę druga musieliśmy zawalczyć – opowiada pracownica firmy. W kwietniu nie było już ani informacji o tym, że będzie problem z wypłatami, ani tym bardziej pieniędzy.
- W maju, gdy zaczęliśmy ich szantażować, że nie otworzymy sklepów, przelali nam część należności za poprzedni miesiąc. W czerwcu już nikt nie zobaczył pieniędzy na oczy – wyjaśnia.
Zakłady Mięsne w Lisewie. Sklepy firmowe zamykali jeden po drugim
W tym samym czasie zaczęły się problemy z dostawami towaru do 6 firmowych sklepów (w Lisewie, Wąbrzeźnie, Chełmży, Unisławiu i otwartych pod koniec ubiegłego roku, punktów w Chełmnie i w Nowem). - W połowie czerwca zamykali je jeden po drugim. Najdłużej działały sklepy w Lisewie i w Unisławiu, do których pozwozili towary, które nie zeszły w pozostałych punktach – relacjonuje zatrudniona kobieta. - Za pana Rittera nigdy nie było takich sytuacji. Gdy pojawiał się problem, od razu działał, żeby wyjść na prostą – zaznacza.
CZYTAJ: Mobbing w urzędzie w Chełmnie. Skarbnik się zwolnił, zanim zapadł wyrok
Rodzinne Zakłady Mięsne w Lisewie miał uratować Holender
Gdy ludzie zaczęli się burzyć, właściciele zapewniali, że wszystko się ułoży. - Do spółki miał wejść Holender. Już nawet w Lisewie siedział ostatnio. Uciekł, jak zobaczył co jest grane – opowiada kobieta. - Czort wie, kto i w którym miejscu zawinił. Jakość wyrobów też już nie była ta sama, co za pana Rittera. To już nie była tradycyjna receptura, ale masowa produkcja – dodaje.
Nie pomogła skarga w PIP. „Inspektor nie ma kontaktu z pracodawcą”
W czerwcu pracownicy zakładów osobiście złożyli skargę w inspekcji pracy. Zamiast pensji dostali wypowiedzenia. - Pod koniec czerwca zaczęły przychodzić pocztą – wyjaśnia pracownica. - Obiecują, że zaległe pieniądze i odprawę w wysokości miesięcznej pensji dostaniemy po ogłoszeniu upadłości z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Każą nam czekać, tylko czy można im wierzyć? - zastanawia się.
20 czerwca do siedziby firmy przy ul. Wybudowanie Wąbrzeskie w Lisewie pojechał na kontrolę inspektor pracy. - Główna brama oraz boczne wejście do zakładu było zamknięte na klucz – relacjonuje Waldemar Adametz, zastępca okręgowego inspektora pracy w Bydgoszczy. Do portierni kontrolerowi też nie udało się dostać. - Następnego dnia wysłano do pracodawcy żądanie przedstawienia dokumentacji pracowniczej, w tym dotyczącej wypłaty wynagrodzeń. Do dziś [1 lipca – przyp. red.] inspektor pracy nie ma żadnego kontaktu z pracodawcą, co z całą pewnością przedłuży czynności kontrole. Będą one jednak prowadzone, bo sprawa jest poważna – zapowiada Adametz.
Z właścicielami firmy nie udało nam się skontaktować.
CZYTAJ: Możemy stać się spadkobiercami bez naszej wiedzy. Ale czy obliguje nas to do spłaty długów zmarłego?
Co zrobić, gdy zamiast wypłaty szef wręcza wypowiedzenie?
- W przypadku, gdy pracodawca opóźnia się z zapłatą należnego nam wynagrodzenia, zaś wezwania do zapłaty nie przyniosły oczekiwanego skutku, zasadnym jest pozwanie pracodawcy do sądu pracy. Do pozwu należy dołączyć umowę o pracę, ewentualne dowody, które posiadamy i opisać dokładnie sytuację. W przypadku wydania nakazu zapłaty lub wyroku kierujemy swe kroki do komornika, a ten wszczyna egzekucję – wyjaśnia radczyni prawna Marika Mercedes Nawrocka z kancelarii Law Space w Toruniu.
Nieco inaczej wygląda sytuacja, gdy wobec pracodawcy ogłoszono upadłość. - Wtedy zgłaszamy swoją wierzytelność wyznaczonemu przez sąd syndykowi, którego zadaniem jest spieniężenie majątku upadłego i zaspokojenie wierzycieli – tłumaczy Nawrocka.
W każdym przypadku nie warto zwlekać. - Im szybciej podejmiemy realne kroki, tym większa szansa, że odzyskamy swoje pieniądze. Trzeba też pamiętać, że w razie upadłości, musimy zgłosić swoją wierzytelność w terminie 30 dni od jej ogłoszenia. Inaczej możemy zostać obciążeni opłatą (obecnie jest to 1119,34 zł) i narazić się na zmniejszenie szans uzyskania korzystnego dla siebie wyniku. W każdej sytuacji warto jest zawalczyć o swoją należność – podkreśla.
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Trudne czasy dla przedsiębiorców…